brown deer on green grass field during daytime
07 marca 2025

Krutyń

   Pomysł wyprawy kajakowej Krutynią zrodził się z co rusz słyszanych pochwał piękna krajobrazu tej rzeki. Jako że do tej pory spływałem wyłącznie Rospudą i Czarną Hańczą, postanowiłem zobaczyć ten mazurski cud natury.   

 

 

   Przy okazji zachwalania walorów rzeki zostałem również ostrzeżony o mnogości kajakarzy na szlaku Krutyni, więc postanowiłem wyeliminować, w miarę możliwości, groźbę płynięcia "kajkową autostradą". Początek wyprawy zaplanowałem na początek tygodnia. Dodatkowo postanowiłem rozpocząć spływ przy jazie w  Babiętach. Odcinek ten jest mniej popularny niż odcinek bliżej miejscowości Krutyń.

 

   Po rozpoczęciu spływu zostałem w pierwszych chwilach uraczony dość szerokim i wypłyconym korytem rzeki. Dookoła otaczał mnie ciemny ols, który z czasem zaczął przeplatać się z borem świerkowym i sosnowym w wyższym połączeniu. Już kilkaset metrów od startu mignął nieopodal mnie zimorodek.  

  

   Rzeczny odcinek Krutyni dość szybko przeszedł w jeziorny. Było nim jezioro Zyzdrój Wielki, które zachwyciło mnie malowniczą Wyspą Miłości. Jest to niewielka, piaszczysta wysepka pośrodku jeziora, porośnięta borem sosnowym. Idealne miejsce na biwak. Szkoda, że dopiero co rozpocząłem swoją przygodę, chociaż myśl o przenocowaniu była kusząca! W kierunku południowym z wyspy rozciąga się widok na zarośniętą szuwarem zatokę jeziora i spadziste brzegi akwenu, porośnięte pięknym mazurskim borem. Na Zyzdroju udało mi się uchwycić pospolite w krainie wielkich jezior kormorany.

 

 

 

 

   Kormorany z racji tego, że żywią się rybami, są uznawane przez niektórych ludzi za szkodniki. Uważa się, że duże populacje są konkurencją dla gospodarstw rybackich, właścicieli stawów rybnych a także wędkarzy. Obecnie, na wniosek gospodarstw rybackich, w uzasadnionych przypadkach wydawane są zgody na odstrzał redukcyjny. Swoje gniazda kormorany zakładają na drzewach, nieopodal zbiorników wodnych, na których polują. Ich odchody zawierające azot i fosfor prowadzą do zamierania drzew. Jednak nie dzieje się to na dużą skalę. Myślę, że takie kolonie z martwymi drzewami dodają wręcz uroku krajobrazowi jeziora. A gdyby zastanowić się głębiej, kormorany przez odchody dostarczają materię z jezior, rzek i mórz na ląd. A obumarłe drzewa i "wypalona" gleba to może kolejna nisza ekologiczna dla innych gatunków?

 

 

 

 

   Te ''morskie kruki", jak je niegdyś nazywano, jeszcze do niedawana nie miały lekko. Do XVII wieku oswojone osobniki były wykorzystywane do połowu ryb za pomocą linki uniemożliwiającej połknięcie upolowanych ryb. Co ciekawe takie pozyskiwanie ryb praktykuję się w Azji do dziś. W poźniejszych wiekach ptaki te również nie miały lekko. Jako że zaczęto utożsamiać je z pazernością w polowaniach na ryby uznano je za szkodniki wymagające zwalczania. Sprawę uznano za poważną, o czym świadczy wykorzystanie wojska do zwalczania koloni kormoranów. Do dziś zdarzają się bestialskie niszczenia koloni.

 

 

   Jezioro Zyzdrój Wielki kończy się progiem wodnym, Śluzą Spychowo zwaną "Lalka". Obecnie jest ona nieczynna, a kajaki muszą być przenoszone na drugą stronę. Bardzo zapadł mi w pamięci Pan, który przy śluzie oferował usługę przetransportowania canoe wózkiem. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim, a że miałem dużo bagażu skorzystałem z pomocy. 

 

 

 

 

   Kolejny etap podróży odbywał się już rzeczym odcinkiem, porośniętym szuwarem, w który spotkałem naszą pospolitą kaczkę krzyżówkę. Mało płochliwą i lubiącą wygrzewać się na pomostach. 

 

 

 

 

   Niestety po chwili niebo zaczęło grozić burzą i spadł lekki deszcz. Ale był to przyjemny, pachnący, lipcowy deszczyk. Postanowiłem zjeść obiad w Stanicy Wodnej Spychowo, gdzie zjadłem smaczną rybkę. Dodatkowo mogłem rozprostować nogi. Sama stanica wodna zlokalizowana jest przy ujściu do Jeziora Spychowskiego. Po wypłynięciu na jezioro ujrzałem malowniczą mieliznę. Szlak wiódł jeziorem jedynie kilkaset metrów, po czym znów stawał się odcinkiem rzecznym. Rzeka wiodła wśród zabudowań Spychowa, a deszcz ciągle padał. W tych okolicznościach, po sprawdzeniu mapy, postanowiłem przyspieszyć i zanocować nad jeziorem Mokrym. Stanowiło to nie małe wyzwanie, ponieważ do Mokrego miałem przed sobą 8 km, w większości jeziorami. Uwierzcie mi, załadowane canoe nie jest szybkim środkiem transportu. Do samego Mokrego dotarłem na około dwie godziny przed zachodem słońca. Jezioro przywitało mnie pięknym światłem. Niestety południowa część Mokrego oferowała jedynie prywatne, dość tłoczne pola namiotowe. Zauważyłem na mapie, że w północnej części znajduje się pole namiotowe przygotowane przez Mazurski Park Krajobrazowy. Tyle tylko, że miejsce to było oddalone o kolejne pięć kilometrów na północ. Zebrałem siły i ruszyłem przed siebie. Była to dobra decyzja, ponieważ płynąłem przed samym zachodem słońca, a deszczowe chmury rozstąpiły się, wpuszczając magiczne miękkie światło. Dodatkowo miałem okazję obserwować piękny spektakl polowania śmieszek na ryby.

 

 

 

 

   Śmieszki to mewy, pospolite w naszym kraju, a szczególnie w części śródlądowej. Ich baza pokarmowa jest bardzo urozmaicona, począwszy od małych ryb, poprzez owady, pierścienice, skorupiaki, na padlinie kończąc.

 

 

 

 

   Jezioro Mokre przypadło mi do gustu; przejrzysta woda, tajemnicze wyspy pośrodku oraz otaczający je bór częściowo chroniony rezerwatami zachęcały do pozostania na dłużej w tym miejscu.

 

   Poniżej zdjęcie czatującego bielika, jednego z największych latających drapieżników tych lasów. Biała głowa i szyja świadczy o tym, że jest to już dość wiekowy i doświadczony osobnik.

 

 

   

 

   Z pewnością urzekły mnie zachody i wschody słońca nad Mokrym, krajobraz tego dużego jeziora połączony z zapachem wody i unoszących się olejków eterycznych z okolicznych borów sosnowych to coś pięknego.

 

 

 

 

   Pomyślałem, że eksploracja jeziora z wody i lądu będzie wspaniała przygodą. W pobliżu jeziora znajdują się trzy rezerwaty: Królewska Sosna, Zakręt i Krutynia. Warto byłoby zobaczyć te piękne lasy. Następnego dnia postanowiłem wybrać się na pieszą wycieczkę do rezerwatu Zakręt, który można przemierzać udostępnioną ścieżką dydaktyczną. Rezerwat został powołany w celu ochrony dwustuletniego boru mieszanego z potężnymi sosnami i dębami. Dodatkowo bór jest poprzeplatany małymi, zarastającymi jeziorkami o silnym zakwaszeniu. Brzegi jeziorek zarastają sukcesywnie tworząc dywan torfowców, z którego podczas silnych wiatrów dochodzi do odrywania kęp roślinności zwanych pływającymi wyspami. 

 

 

 

 

 

 

   Generalnie moja wyprawa skończyła się na jednodniowym maratonie, podczas którego przepłynąłem niecałe 30 kilometrów, aby później koczować trzy dni nad Mokrym... Ale koniec końców było warto. Wyprawa odbyła się z początkiem lipca, czyli okresu odchowu młodych w przyrodzie. Poniżej młode krzyżówki ogrzewają się wzajemnie.

 

 

 

 

   Urokliwa mielizna odsłonięta od otwartej wody pasem szuwarów w momencie zachodu słońca zaparła mi dech w piersi.

 

 

 

 

   A dodatek kwitnących grążeli żółtych podkreślił tylko nastrój całej scenerii.

 

 

 

 

 

    I jeszcze kilka kadrów z nad Mokrego.

 

 

 

 

Czapla siwa w locie.

 

 

 

 

 

 

I kolejny zachód słońca.

 

 

 

 

 

 

   Chociaż wiele razy spałem w namiocie, nigdy nie złapała mnie w nim burza. Jednej z nocy nad Mokrym w okolicach poranka obudziły mnie grzmoty. Spałem na małej bindużce i najbardziej obawiałem się, że wiatr może powalić bądź złamać sędziwe sosny okalające małą polanę. Jednak nie miałem na to wpływu i poszedłem spać.

 

 

 

 

    Kadr na Mokre z Jazu Krutyń wykonany podczas pieszej wycieczki.

 

 

 

 

A mewy wciąż latają chociaż tym razem mewy srebrzyste.

 

 

 

 

 

 

   W końcu postanowiłem ruszyć w dalszą drogę, w dół Krutyni. Po przekroczeniu jazu płynąłem odnogą Jeziora Krutyńskiego, gdzie po obu stronach można podziwiać Rezerwat Krutynia powołany w celu ochrony roślinności jeziora i przyległego lasu.

 

 

 

 

   Las otaczający jezioro od środka. Głównymi gatunkami drzew są graby i górujące nad nimi potężne sosny i dęby. Domieszkę stanowią lipy, świerki i brzozy.

 

 

 

 

 

 

   Po krótkim spacerze dało się zauważyć zdominowanie przez grab drugiego piętra i podrostu w runie leśnym. Grab jako gatunek cienioznośny i szybko rosnący przegania i głuszy pojawiające się inne gatunki takie jak dąb. Jedynie lipa i świerk są w stanie gdzieniegdzie wygrać wyścig o światło. Dodatkowym atutem grabu w stosunku do innych gatunków jest znikome zainteresowanie nim przez jeleniowate.

 

 

 

 

 

 

 

   Czasami dopada mnie podziw, jak z tak małego nasionka, a później roślinki może powstać tak ogromne drzewo, ile lat i zasobów potrzebuje. Stare sosny zawsze mnie fascynują.

 

 

 

   

Kolejny ptak o szmaragdowych oczach.

 

 

 

   

   Martwe drewno w lesie. Dla jednych marnotrastwo, dla innych oaza bioróżnorodności i magazyn wilgoci.

 

 

 

 

   Spokojne wody Jeziora Krutyńskiego.

 

 

 

 

 

 

   Jezioro Krutyńskie przechodzi w pewnym momencie w odcinek rzeczny i muszę przyznać, że Krutyń w tym miejscu to najpiękniejsza rzeka jaką widziałem. Jest dość szeroka, wartka i płytka.

 

 

 

 

    Po lewej stronie możemy zobaczyć stromy stok porośnięty starym, ciemnym grądem. Przy samy brzegu ciągnie się ścieżka od miejscowości Krutyń do parkingu leśnego. Brzeg rzeki przyozdobiony jest starymi, powalonymi drzewami. Tak jakby las chciał położyć swe dłonie na wodzie.

 

 

 

   

 

 

 

   Na tym odcinku rzeki spotkałem rodzinę nurogęsi. Te niesamowite ptaki żywią się drobnymi rybami a bardzo ciekawy jest sposób w jaki polują.

 

 

 

 

   Po raz pierwszy miałem okazję obserwować polowanie nurogęsi na jednym z jezior Suwalszczyzny. Na dość płytkim brzegu jeziora była ustawiona prostopadle do brzegu barka. Osadzona na dnie służyła za źródło piwa, zapiekanek i frytek. Natomiast rodzina nurogęsi regularnie wykorzystywała powstały narożnik do polowania.

 

 

 

 

   Oprócz samego wykorzystania otoczenia wrażenie robi samo polowanie. Rodzina nurogęsi rozstawia się równomiernie i zaczyna płynąć z głowami zanurzonymi w wodzie wzdłuż rzeki lub brzegu jeziora. Wypatrują rybek, a gdy je dostrzegą zaczynają pogoń z bardzo dużą prędkością. Są wtedy pokryte warstwą wody, zupełnie jak pocisk wystrzelony w wodę.

 

 

 

 

   I tak oto dobrnąłem do końca spływu. Była to moja pierwsza wyprawa canoe i z pewnością nie ostatnia. Myślę, że w porównaniu do klasycznego kajaku, szczególnie lepsza jest pozycja i możliwość załadunku większej ilości ekwipunku. Pozycja daje większe możliwości obserwacji i jest wygodniej. 

 

 

                                                                                                                                                         Do następnego!

 

 

      

 

 

 

 

Artykuły z tej kategorii

arrow left
arrow right

Przycisk

Przycisk

Przycisk

Przycisk

Przycisk

Przycisk

Strona www stworzona w kreatorze WebWave.